Ostatnie promienie słońca otulały moją skórę, gdy odpinałam czarny, mokry od końskiego potu popręg. Dłonią ukrytą w rękawiczce, przejechałam po rozgrzanym boku klaczy. Siwka odwróciła głowę w moją stronę z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się widząc, zainteresowanie w jej bystrych oczach. Przynajmniej ona nie miała nic przeciwko mojej obecności. Podniosłam do góry ręce i zarzuciłam siodło na przedramię. Ciężar skóry pociągnął mnie lekko w dół, dlatego szybko odstawiłam sprzęt na szary beton korytarza. Odpinając podgardle, pocałowałam siwy łeb Bejki. Zapach jej sierści sprawiał, że rozkołatane serce zwalniało tempo, a wszystkie problemy uciekały. Zarzucając ogłowie na ramię, zamknęłam drewniane drzwi boksu. Klacz wystawiła łeb na zewnątrz w oczekiwaniu na nagrodę. Tak dobrze mnie znała. Pogrzebałam chwilę w kieszeni granatowych bryczesów i wyjęłam kawałek pomarańczowej, niczym dynia, marchewki. Zęby ochoczo chwyciły smakołyk, przy okazji śliniąc brązowy materiał rękawiczek. Jaka szkoda, że niedługo będę się musiała z nią pożegnać na dobre, pomyślałam ze smutkiem. Czując jak moje serce łamie się na tysiąc kawałków, ruszyłam do siodlarni, aby tam ukryć cały osprzęt.
***
Woda zmywała brud z moich dłoni, a moje oczy wpatrywały się w odbicie w lustrze. Dość wysoka szatynka o szarych oczach i włosach związanych w luźny warkocz. Wyglądałam jak wiele innych nastolatek, które można spotkać w każdym mieście. Westchnęłam cicho, zawiedziona. Od zawsze chciałam być wyjątkowa, niezwykła, tajemnicza. A dzięki genom nie mam na co liczyć. Dzięki mamo, dzięki tato, pomyślałam, wycierając ręce w czerwony ręcznik leżący na niewielkiej drewnianej szafce, stojącej niedaleko umywalki. Ostatni raz przyjrzałam się swojemu odbiciu, poprawiając włosy. Już czas. Czas iść do innych. Przekraczając próg, musnęłam dłonią jasną framugę. Nogi delikatnie stąpały po szarej wykładzinie. Nagle z cała siłą oderwałam stopy od ziemi, uniosłam je pod brodę, jedna ręką podpierając się na oparciu fioletowego fotela. Już po kilku sekundach "lotu" wylądowałam bezpiecznie na swoim ulubionym miejscu.
- Cześć. - przywitałam się z zebranymi, przy okazji wygodnie rozsiadając się wśród miękkiego materiału. - Są jeszcze jakieś jazdy?
Dźwięk przewracanych stron zeszytu.
- Jedna. Kinga, jeździ u nas od roku. - instruktorka wyczytała z zeszytu. - Dzisiaj ma poskakać.
- Mogę też? - spytałam, wysokiej blondynki.
Czarne, krótko ścięte paznokcie kobiety przez chwile wystukiwały równy rytm na drewnianym oparciu starej sofy, gdzie siedziała. Skoncentrowana mina wskazywała na głębokie zamyślenie, nad tematem mojej jazdy.
- Dla Killera przydałoby się trochę rozruszać kości. - stwierdziła wreszcie łagodnym tonem, za którym kryły się nieznane dla mnie emocje. - Stary byk od dawna nie chodził pod Tobą.
Uśmiechnęłam się niepewna, o co chodzi instruktorce. Ton, którego użyła. Tylko raz użyła go. Kilka lat temu. Dopiero wtedy wszystko zrozumiałam.
- Kiedy? - spytałam, czując jak łzy wzbierają się w moich oczach.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Moje ciało stało się ciężkie, paznokcie wbite w oparcie, znaczyły materiał słabymi zadrapaniami. Przed oczami zatańczyły mi czarne plamy. Moje ciało przeszył strach. Strach przed słowami, które miałam zaraz usłyszeć. Tak długo starałam się przygotować na tą chwilę, że miałam nadzieję przed nią uciec.
- Jutro. - Erick, wysoki brunet wbił we mnie swoje szare oczy, przepełnione smutkiem i strachem o to co mogłam zrobić. - Jutro z samego rana.
Powietrze opuściło moje płuca, a ja zapomniałam jak się oddycha. Wtuliłam się w materiał fotelu, załamana.
- Cześć. - przywitałam się z zebranymi, przy okazji wygodnie rozsiadając się wśród miękkiego materiału. - Są jeszcze jakieś jazdy?
Dźwięk przewracanych stron zeszytu.
- Jedna. Kinga, jeździ u nas od roku. - instruktorka wyczytała z zeszytu. - Dzisiaj ma poskakać.
- Mogę też? - spytałam, wysokiej blondynki.
Czarne, krótko ścięte paznokcie kobiety przez chwile wystukiwały równy rytm na drewnianym oparciu starej sofy, gdzie siedziała. Skoncentrowana mina wskazywała na głębokie zamyślenie, nad tematem mojej jazdy.
- Dla Killera przydałoby się trochę rozruszać kości. - stwierdziła wreszcie łagodnym tonem, za którym kryły się nieznane dla mnie emocje. - Stary byk od dawna nie chodził pod Tobą.
Uśmiechnęłam się niepewna, o co chodzi instruktorce. Ton, którego użyła. Tylko raz użyła go. Kilka lat temu. Dopiero wtedy wszystko zrozumiałam.
- Kiedy? - spytałam, czując jak łzy wzbierają się w moich oczach.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Moje ciało stało się ciężkie, paznokcie wbite w oparcie, znaczyły materiał słabymi zadrapaniami. Przed oczami zatańczyły mi czarne plamy. Moje ciało przeszył strach. Strach przed słowami, które miałam zaraz usłyszeć. Tak długo starałam się przygotować na tą chwilę, że miałam nadzieję przed nią uciec.
- Jutro. - Erick, wysoki brunet wbił we mnie swoje szare oczy, przepełnione smutkiem i strachem o to co mogłam zrobić. - Jutro z samego rana.
Powietrze opuściło moje płuca, a ja zapomniałam jak się oddycha. Wtuliłam się w materiał fotelu, załamana.