poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 8

                        Ostatnie promienie słońca otulały moją skórę, gdy odpinałam czarny, mokry od końskiego potu popręg. Dłonią ukrytą w rękawiczce, przejechałam po rozgrzanym boku klaczy. Siwka odwróciła głowę w moją stronę z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się widząc, zainteresowanie w jej bystrych oczach. Przynajmniej ona nie miała nic przeciwko mojej obecności. Podniosłam do góry ręce i zarzuciłam siodło na przedramię. Ciężar skóry pociągnął mnie lekko w dół, dlatego szybko odstawiłam sprzęt na szary beton korytarza. Odpinając podgardle, pocałowałam siwy łeb Bejki. Zapach jej sierści sprawiał, że rozkołatane serce zwalniało tempo, a wszystkie problemy uciekały. Zarzucając ogłowie na ramię, zamknęłam drewniane drzwi boksu. Klacz wystawiła łeb na zewnątrz w oczekiwaniu na nagrodę. Tak dobrze mnie znała. Pogrzebałam chwilę w kieszeni granatowych bryczesów i wyjęłam kawałek pomarańczowej, niczym dynia, marchewki. Zęby ochoczo chwyciły smakołyk, przy okazji śliniąc brązowy materiał rękawiczek. Jaka szkoda, że niedługo będę się musiała z nią pożegnać na dobre, pomyślałam ze smutkiem. Czując jak moje serce łamie się na tysiąc kawałków, ruszyłam do siodlarni, aby tam ukryć cały osprzęt.
***
                          Woda zmywała brud z moich dłoni, a moje oczy wpatrywały się w odbicie w lustrze. Dość wysoka szatynka o szarych oczach i włosach związanych w luźny warkocz. Wyglądałam jak wiele innych nastolatek, które można spotkać w każdym mieście. Westchnęłam cicho, zawiedziona. Od zawsze chciałam być wyjątkowa, niezwykła, tajemnicza. A dzięki genom nie mam na co liczyć. Dzięki mamo, dzięki tato, pomyślałam, wycierając ręce w czerwony ręcznik leżący na niewielkiej drewnianej szafce, stojącej niedaleko umywalki. Ostatni raz przyjrzałam się swojemu odbiciu, poprawiając włosy. Już czas. Czas iść do innych. Przekraczając próg, musnęłam dłonią jasną framugę. Nogi delikatnie stąpały po szarej wykładzinie. Nagle z cała siłą oderwałam stopy od ziemi, uniosłam je pod brodę, jedna ręką podpierając się na oparciu fioletowego fotela. Już po kilku sekundach "lotu" wylądowałam bezpiecznie na swoim ulubionym miejscu.
- Cześć. - przywitałam się z zebranymi, przy okazji wygodnie rozsiadając się wśród miękkiego materiału. - Są jeszcze jakieś jazdy?
Dźwięk przewracanych stron zeszytu.
- Jedna. Kinga, jeździ u nas od roku. - instruktorka wyczytała z zeszytu. - Dzisiaj ma poskakać.
- Mogę też? - spytałam, wysokiej blondynki.
Czarne, krótko ścięte paznokcie kobiety przez chwile wystukiwały równy rytm na drewnianym oparciu starej sofy, gdzie siedziała. Skoncentrowana mina wskazywała na głębokie zamyślenie, nad tematem mojej jazdy.
- Dla Killera przydałoby się trochę rozruszać kości. - stwierdziła wreszcie łagodnym tonem, za którym kryły się nieznane dla mnie emocje. - Stary byk od dawna nie chodził pod Tobą.
Uśmiechnęłam się niepewna, o co chodzi instruktorce. Ton, którego użyła. Tylko raz użyła go. Kilka lat temu. Dopiero wtedy wszystko zrozumiałam.
- Kiedy? - spytałam, czując jak łzy wzbierają się w moich oczach.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Moje ciało stało się ciężkie, paznokcie wbite w oparcie, znaczyły materiał słabymi zadrapaniami. Przed oczami zatańczyły mi czarne plamy. Moje ciało przeszył strach. Strach przed słowami, które miałam zaraz usłyszeć. Tak długo starałam się przygotować na tą chwilę, że miałam nadzieję przed nią uciec.
- Jutro. - Erick, wysoki brunet wbił we mnie swoje szare oczy, przepełnione smutkiem i strachem o to co mogłam zrobić. - Jutro z samego rana.
Powietrze opuściło moje płuca, a ja zapomniałam jak się oddycha. Wtuliłam się w materiał fotelu, załamana. 

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 7.

-Może powiedział byś jej skąd jest ?

Te słowa bolały najbardziej . Za pewne mnie adoptowali, ale to nie powód, żeby tak to wytykać. Wybiegłam z pomieszczenia, weszłam do swojego małego pokoju i na całą głośność włączyłam pierwszą-lepszą piosenkę Lany. Mimo, że tak bardzo się od wszystkich różniłam, mimo, że byłam przeciwieństwem wszystkiego co znałam, też miałam uczucia. Które codziennie były tak bardzo ranione. Każde słowo jest jak nóż, który z uśmiechem na twarzy wbijacie mi w serce. Żyletka to nie wyjście, nie mogę wiecznie się ciąć, przecież to nie ma sensu. Czemu nikt mnie nie rozumie ? Czemu nie potrafię nikomu powiedzieć co czuję ? Kolejny raz do moich oczu napłynęły łzy. Po chwili poczułam, jak delikatnie otulają moją twarz. Szybkim ruchem starłam je z twarzy. Nie mogę płakać. To nie w moim stylu. Ostatnio za dużo się dzieje, za bardzo mnie to przerasta. Usłyszałam głośnie pukanie do drzwi.
-Otwórz !
To ostatnia rzecz, na którą miałam teraz ochotę. Odeszłam od drzwi i wsunęłam się pod kołdrę, leżącą na nie posłanym łóżku. Pukanie ustało po 5 minutach, widocznie im się znudziło.
  Oddała bym wszystko, za normalne życie. Czasami mam ochotę po prostu pobiec przez siebie. Nie patrząc na nikogo. Zostawić codzienność za sobą, chociaż na krótką chwilę .
 Czułam, jakby moje powieki były coraz cięższe. Coraz trudniej było mi utrzymać otwarte oczy. Zmęczyłam się . Mój oddech stawał się coraz szybszy, a łzy coraz mocniej napływały do oczu.

*****

    Z trudem otworzyłam oczy. Za oknem było jeszcze ciemno. Szybko wstałam i ubrałam się. Nie miałam ochoty na śniadanie, z resztą było trochę za wcześnie, by cokolwiek jeść. Zarzuciłam ciężki plecak na ramie i wyszłam z domu. Każdy krok poza domem, był coraz wolniejszy. Za ponad godzinę zaczynają się lekcję. Znowu muszę się zwolnić z wf... Za dużo śladów i blizn. Po kilku minutach doszłam do parku. Ostatnie, żółto-brązowo-pomarańczowe liście spadały z pustych drzew. Wiał lekki, przyjemny wiatr. Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam Backfire Lany Del Rey. Ostatnio wyjątkowo przypadła mi do gustu. Usiadłam pod dużym drzewem i zaczęłam odrabiać zaległą pracę domową.

*****


Kiedy wyszłam ze szkoły, od razu skierowałam się na autobus, któy  przyjechał  z niewielkim opóźnieniem, ale przynajmniej był pusty. Jeszcze tylko trzy przystanki  .... Byłam strasznie głodna, od rana nic nie jadłam. Gdy autobus się zatrzymał, szybkim krokiem wyszłam z pojazdu. Kiedy doszłam do mieszkania, szybkim ruchem przekręciłam klucz. Przynajmniej nikogo nie było w domu. Szybko zgrzałam przygotowany wcześniej obiad. Nie był dobry, można nawet powiedzieć, że gdybym nie była taka głodna, nawet bym tego nie spróbowała. Zmyłam szybko talerze, wzięłam trochę pieniędzy i wyszłam z domu. Wolałam zjeść na mieście. Przynajmniej miałam pewność, że się nie zatruję .





Rozdzial 6

Wychodzac z domu Mark'a wiedzialam, ze nie mam gdzie sie podziac. Wszystkie "przyjaciolki" byly zbyt zajete, aby ze mna wyjsc. I to zbyt zajete rozmowami na Facebook'u. Czulam, ze musze znalezc sie w miejscu gdzie bede mogla odreagowac, wszystko co sie dzisiaj zdazylo. Nawet silne ramiona chloapa nie byly w stanie mnie do konca uspokoic. Tak naprawde cieplo jego ciala, pisalo tylko kolejne pytania na kartce mojego serca.
***
Pochylilam sie do przodu i przygotowalam do skoku, jakby byla to czynnosc, ktora nabralam juz przy narodzinach. Moc konskich miesni dodawala mi sily i odwagi. Siedzac na grzbiecie Bejki zapominalam o wszelkich problemow. Jakby klacz byla gumka, ktora scieraja wszystkie nieprzyjemne uczucia i zdarzenia z mijej pamieci i serca. Pokonujac ostatnia przeskode, zauwazylam, ze przy wejsciu na ujezdzalnie, oparty o ogrodzenie stala jedna z moich przyjaciolek ze stajni. Przygladala mi sie z usmiechem na twarzy, tak szczerym, ze gdybym mogla to zrobilabym zdjecie i oprawila je w ramke. Zwolnilam do stepa i wydluzylam wodze. Gdy tylko sznurki opadla na siwa szyje, skierowalam Bejke w strone Jess.
-To bylo cos. - powiedziala wymachujac rekami. - Dawno jej takiej nie widzialam.
Poklepalam zad ubarwiony jeszcze czerwona farba, pamiatka z balu przebierancow.
- Dziewczyna potrzebuje ruchu i swobody i bedzie mila. - stwierdzilam przygladajac sie uszom ustawionym w moja strone.
- Jestescie takie podobne. - zielona czupryna dziewczyny rusza sie we wszystkie strony, kiedy wlascicielka otwierala mi drzwi.
Bez slowa pozegnania, cofnelam lydke do tylu i pogalopowalam w strone zielonego lasu.

środa, 30 października 2013

Rozdział 5

Siedziałam w sali od polskiego. Pogoda za oknem wybitnie opisywała mój nastrój.  Słońce schowało się za dużymi, ciemnymi chmurami, a drzewa zrzucały ostatni pomarańczowo-brązowe liście.
Była to pierwsza lekcja, na której siedziałam z kimś, kto mnie irytuje . Byłam wkurzona. A to, że nauczycielka stwierdziła, że myślę tylko o sobie jeszcze bardziej mnie dobiłio.  Gdybym myślała tylko o sobie, dawno już wyprowadziła bym się z domu. Czasami wolałabym mieszkać na ulicy, niż z taką matką. Czemu  nikt nie zauważa śladów, blizn ? Czy nikt nie umie rozróżnić śladów po żyletce, a śladów po zadrapaniu ? Naprawdę żyję wśród idiotów ?

 Nigdy nie spodziewałam się, że na polskim mogę aż tak czekać na dzwonek.

*****

Gdy wyszłam z zajęć z polskiego, przygotowujących do konkursu, za oknem było już ciemno, . Dostałam sms-a od matki, że mam dać telefon dla pani od polskiego, bo chce z nią porozmawiać. Dałam nauczycielce IPhona i czekałam aż skończy rozmowę. Trwało to dłużej niż się spodziewałam. 
 Kiedy nauczycielka wyszła, zapytała mnie 
- Czemu nie powiedziałaś, że starasz się o stypendium ? - usłyszałam
Czemu nie powiedziałam ? Może dla tego, że nie wiedziałam ? Zresztą jak zwykle. Matka próbuje mnie w coś wepchać, żeby tylko pokazać koleżankom, jaka jest wspaniała. Nigdy nie liczyło się moje zdanie. 
- Nie wiedziałam. Mama napisała mi tylko, że mam pani przekazać telefon. - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem - Czasami nie potrafię się porozumieć z mamą. 
Porozumieć się ? Najchętniej powiedziała bym o co tak naprawdę chodzi.. Miałam jej powiedzieć, że nienawidzę swojej matki  ?
 Po krótkiej rozmowie z nauczycielką wyszłam ze szkoły. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Ledwo widziałam, co jest przede mną. Z trudem doszłam, do jak zwykle zatłoczonego przystanku. Po około 10 minutach, zjawił się zielony autobus,numer 11.

*****

   Całą noc przygotowywałam się do konkursu. Przeczytałam streszczenia wszystkich lektur. O 23, postanowiłam, że położę się spać. W sumie jutro powinnam być wypoczęta. Powolnym krokiem doszłam do zielonej łazienki, umyłam się, szybko założyłam ciemną piżamę i wskoczyłam do ciepłego łózka. Przed zamknięciem oczu udało mi się tylko przykryć miękką kołdrą.

*****
Miałam wyjątkowy sen. Pojawiłam się w Torwarze. Dookoła mnie były tłumy ludzi. Nagle na scenie pojawiła się Lana. Była śliczna. Miała na sobie sukienkę w kwiaty. Nie byłam do końca pewna czy to na pewno sen. Oczy artystki skierowały się na mnie. Uśmiechnęła się. Stałam tuż przy barierkach . Po kilku piosenkach Lana zeszła do nas na dół. Była taka idealna ! Czułam jej zapach, a moje oczy chłonęły każdą chwilę, każdą sekundę tego wspaniałego widoku. 
- Już późno ! Wstawaj ! - usłyszałam krzyk matki, który natychmiast mnie obudził. 
Czemu akurat w tej chwili ? 

____________________________________________________________________
Tak, wiem, krótko, mało opisów. Ale nie miałam czasu na dopracowanie . Obiecuję, że w przyszłości rozdziały będą o wiele dłuższe i będą zawierały więcej opisów :)




niedziela, 27 października 2013

Rozdział 4

                      Każdy krok napawa mnie coraz większym szczęściem. Zapach żywicy wypełnia moje płuca. Muzyka płynąca ze słuchawek dodatkowo mnie uspakajała. Promienie słońca grzały moją skórę, a ja nadal się nie zatrzymałam. Od ponad godziny biegam bez celu po lesie. W końcu co innego mam zrobić? Siedzieć na ławce i płakać? Nie. Za dużo łez już wylałam. Nagle wpadam na kogoś. Bez namysłu cofam się do tyłu, przy okazji zaczepiam pietą o korzeń i upadam na tyłek. Ból przeszywający moje ciało podczas spotkania z ziemią, jest paraliżujący. Przez chwilę siedzę na zimnej ziemi, okrytej warstwą zielonej trawy, ale po chwili podpierając się  na rękach, podnoszę się. Odwracam się w stronę osoby, która przerwała mój rytuał, aby ją przeprosić, ale słowa zamierają mi na ustach, gdy tylko orientuję się z kim się zderzyłam. Spoglądając w zielone oczy, wysokiej brunetki, mam ochotę komuś przywalić.
- Uważaj jak łazisz, Delos. - głos Annie jest surowy. - Mogłaś mi pobrudzić strój.
Mierzę wzrokiem jej krwistoczerwony dres i szare buty do biegania.
- A twój móżdżek by to w ogóle zarejestrował? - pytam z udawanym niedowierzaniem. - Sądziłam, że jest na to za mały.
Nie chcąc więcej słuchać dziewczyny, wymijam ją i biegnę jak najdalej od niej.
                                                                        ***
                       Opadając na czarną kanapę w salonie Mark'a, wreszcie mogę odetchnąć. Gdy sofa zapada się lekko pod ciężarem jego ciała, podsuwam się w jego stronę i opieram głowę o jego ramię. Czuję ciepły oddech chłopaka przy mojej twarzy i dłoń delikatnie głaskająca mnie po udzie. Plazmowy telewizor ustawiony na jakimś filmie dokumentalnym, jest przyciszony. Podnoszę głowę i spoglądam w piwne oczy, blondyna.
- Co jest? - w jego głosie słychać nutkę zatroskania. - Wszystko w porządku z matką?
Uśmiecham się blado, na znak, że nic nie jest w porządku. Po moim policzku spływa łza.
- Ej.- mówi cicho chłopak. - Nie przejmuj się. Niedługo zamieszkasz w akademiku i wszystko będzie dobrze.
- Jak może być dobrze? - pytam roztrzęsiona. - Jak może być dobrze, kiedy ona zawsze znajdzie jakiś powód, aby mnie opieprzyć?
Chcę powiedzieć coś jeszcze, ale chłopak zamyka mi usta pocałunkiem. Jego wargi początkowo delikatnie naciskają na moje, ale z każdą sekundą nacisk jest coraz silniejszy. Zanurzam ręce w pachnących jabłkiem włosach. Dłonie chłopaka, delikatnie pobudzają moje ciało do życia. Odchylam się do tyłu ciągnąc Mark'a za sobą. Po chwili leżymy wygodnie na kanapie, połączeniu pocałunkiem. Nie chcę rozdzielać naszym warg, jednak gdy chłopak podciąga mi bluzkę, mówię:
- Nie teraz.
Blondyn odsuwa się ode mnie i znowu siada. Patrzę na niego przez chwilę, a potem znów wpatruję się w telewizor, otoczona przez jego silne ramiona.

piątek, 25 października 2013

Rozdział 3

    Było już sporo po dwunastej, gdy wróciłam do domu. delikatnie przekręciłam klucz i cicho otworzyłam drzwi. Rodzice już spali. Nawet nie zauważyli, że mnie nie było.  Jak zwykle . Poczułam dziwny uścisk w sercu. Weszłam na górę po drewnianych schodach i otworzyłam drzwi do mojego pokoju.
Byłam strasznie zmęczona. Ledwo stojąc na nogach podeszłam do szafy. Tak dużo się dziś wydarzyło, że tylko przebrałam się w czarną piżamę i wskoczyłam do łóżka, przed zamknięciem oczu udało mi się już tylko otulić ciepłą kołdrą...

*****

  Powoli otworzyłam oczy. Po oknie spływały strugi deszczu. Wyjęłam słuchawki z uszu i usłyszałam wrzaski. A już miałam nadzieję na normalny, spokojny poranek... Odetchnęłam i zabrałam się za pakowanie. Dwa niemieckie, biologia, fizyka, matematyka, polski i chemia. Delikatnie włożyłam kolorowe podręczniki do pojemnego, pomarańczowo-czarnego plecaka i zeszłam na dół, do salonu ignorując awanturę. Ponownie włożyłam słuchawki i włączyłam płytę Lany Del Rey. 
 Usiadłam wygodnie na krześle, oparłam głowę o rękę i zaczęłam obserwować rodziców. Czemu oni zawsze są tacy irytujący ? Kiedy patrzę na swoich przyjaciół i ich rodziny to im zazdroszczę. Moja matka praktycznie nic o mnie nie wie. Nie zna moich przyjaciół  i znajomych. Dla niej liczą się tylko moje oceny w szkole i to, co myślą o niej koleżanki. Dlatego, gdy ktoś do nas przychodzi udaje idealną mamę. Nigdy nie liczy się to co ja czuję. Właśnie w takich momentach jej nienawidzę. Gdyby tylko była tak samo idealna każdego dnia ! 
  Wstałam z krzesła i podeszłam do lustra. W odbiciu ujrzałam dosyć wysoką brunetkę, ubraną w czarny sweterek i fioletowe rurki. Szybko poprawiłam kurtkę, wzięłam plecak i wyszłam z domu . Gdy tylko opuściłam mieszkanie odetchnęłam z ulgą. To było najbardziej znienawidzone przeze mnie miejsce. Jedyne z czym mi się kojarzyło to smutek. Było miejscem większości kłótni. Tam po raz pierwszy się pocięłam. Rodzice nawet nie zauważyli śladów. Żyletka działa na mnie  jak Lana. Z każdym milimetrem jest mi lepiej. Każdy mój smutek zamienia się na ból. Który z czasem przechodzi. Niestety ślady zostają.  

środa, 23 października 2013

Rozdział 2

                      Zatrzasnęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Głowę odchyliłam do tyłu przyciskając ją do drewna. Krzyki z dołu rozrywały moje serce na milion kawałków. Dlaczego choć raz nie mogli przestać się kłócić. Czy nie wiedzą, że istnieje coś takiego jak wieczór spędzony w rodzinnej atmosferze? Nie! Oczywiście, że nie, w końcu to moja rodzina. Odetchnęłam cicho, aby się uspokoić. Palcami przejechałam po śladach na gorącym ramieniu. I nagle uderzyła we mnie myśl, by znowu to zrobić. By znowu sięgnąć po żyletkę.
- Nie. - powiedziałam stanowczo - To już koniec.
Podniosłam się z zimnej podłogi i podeszłam do wieży stojącej na jednej z szafek, wykonanych z orzechu. Przez kilka sekund, machałam ręką nad czterema płytami, aby w końcu opuścić ją na "A Beautiful Lie". Tak. Dobry wybór. Gdy pierwsze nuty piosenki, opadłam na wielkie łóżko, okryte niebieską płachtą, przyozdobioną w triady. Ukryłam twarz w ciepłej pościeli. Dłonie zacisnęłam w pięści i zaczęłam krzyczeć. Mój głos zagłuszany przez materiał i głos Jared'a nie mógł dotrzeć do kłócących się na dole kobiet.

                                                    Your promises
                                                They look like lies
                                                    Your honesty
                                        Like a back that hides a knife

                        Głuchy dźwięk otwieranych drzwi, wyrwał mnie z pięknego transu. Ledwo podniosłam głowę, a przez kosmyki swoich brązowych włosów, zauważyłam niska blondynkę po pięćdziesiątce. Jej dłoń wzbogacona o delikatne zmarszczki, pracowała nad moja wieżą.

- Co ty robisz? - spytałam lekko zirytowana. - Nie jest tak głośno.
Niebieskie oczy będące niemal idealnych odzwierciedleniem moich, wpatrywały się we mnie bez większych emocji. Kobieta otwiera na chwile usta, ale natychmiast je zamyka, jakby nie chciała marnować slow na mnie. Siedziałam bezczynnie, przyglądając się jej dokonaniom, póki nie sięgnęła po sprzęt jeździecki. Moje mięśnie napięły się, gdy damskie dłonie zacisnęły się na materiale czarnych, skórzanych oficerek. Szybkim ruchem zerwałam się na równe nogi i stanęłam naprzeciw kobiety. Spoglądając lekko w dół starałam się wyczytać cokolwiek z jej oczu. Nic. Żadnych emocji. A przynajmniej na tyle silnych bym mogła je odczytać.
- Czemu zabierasz sprzęt? - wyciągnęłam ręce , aby odebrać matce obite w skore buty, ale jej dłoń odpycha mnie od siebie.
- Możesz zapomnieć o koniach póki nie poprawisz ocen.
Co? Ja mam poprawiać oceny? Co mam poprawić? 4 z angielskiego, a może 5 z historii? Czułam jak moje ciało ogarnia wściekłość, ale i zmęczenie wywołane tak rutynowym zachowaniem matki. Za każdym razem, gdy pokłóci się z Mannie odbija sobie na mnie i mojej karierze jeździeckiej.
- Wyjdź - powiedziałam bojąc się o moja reakcje na jakiekolwiek słowa matki. - Wyjdź i nie pokazuj mi się więcej na oczy.
Zdziwiona kobieta nie reaguje, gdy wyprowadzam ja na korytarz i zamykam jej drzwi przed nosem. Chęć wydostania się z tego domu wariatów jest na tyle wielka, ze chwytam za laptopa i loguje się na Facebook'u. "Spacer, teraz?" wystukuje szybko na klawiaturze. Wiadomość szybko zostaje przeczytana, a ja już po kilkunastu sekundach dostaje odpowiedz. "Nie mogę teraz. Nauka. Przepraszam, słonko ;*". Jak zwykle nie ma czasu. Chwytam za ciemna, rozpinana bluzę i ze słuchawkami w uszach idę pobiegać.
____________________________________________________________________
Jak widać, blog będzie pisany przez dwie, rożne dziewczyny. Samo opowiadanie będzie historią widoczną z perspektywy dwóch nastolatek. Mam nadzieję, ze nasza historia przypadnie Wam do gustu ;)